Nad zimowym morzem

Morze pokochałam parę lat temu, latem. Wybraliśmy się tam wtedy bez szczegółowego planu, ale za to z chęcią odwiedzenia dwóch ważnych ptasich rezerwatów w okolicy Gdańska - Ptasiego Raju i Mewiej Łachy. To wtedy zobaczyłam swoje pierwsze biegusy zmienne. Gdy pływałam w morzu, one latały nade mną, nad falami, szybkie i śmigłe niczym strzała. Któregoś z kolei dnia pobytu postanowiliśmy wybrać się nad Mewią Łachę w nadziei na obserwacje siewkowych. Udaliśmy się  jednak, jak się okazało, średnią trasą - tą po wschodniej stronie Wisły. Gdybyśmy mieli więcej wiedzy na temat tego miejsca, poszlibyśmy do zachodniej części rezerwatu - tam, gdzie została postawiona wieża obserwacyjna, a słynną kolonię rybitw czubatych widać z względnie bliska. Ze wschodniej strony rzeki na ptaki mogliśmy popatrzeć jedynie z daleka. Wędrówka na Mewią Łachę mniej odpowiednią dla nas drogą spowodowała jednak, że odkryłam morze, jakiego nie znałam nigdy wcześniej. Ta ścieżka prowadziła poprzez prawdziwie dziki, piękny świat, niepodobny do niczego, co w życiu widziałam. Zupełnie inny ekosystem, fascynujący pod każdym względem. Wzniosłe wydmy z drobnego, żółtego piasku pokryte były przez delikatne nadmorskie rośliny, a z łanów dzikich róż o ujmującym zapachu wypłoszyliśmy sarnę. To chyba wtedy odkryłam czar tej krainy. Chciałam wrócić. Zresztą wróciłam rok później.

Nigdy jednak do tej pory nie udało mi się wybrać nad morze zimą. Wtedy może ciężko o biegusy zmienne, a łany dzikich róż przeżywają chwilową śmierć, pełnią życia żyje za to samo morze. Wszelkie ptactwo, które potrafi w poszukiwaniu pożywienia przeczesać akwen morski, zlatuje się nad wody Bałtyku i organizuje w stada, nieraz wielotysięczne. Kaczki tzw. nurkujące, tracze, perkozy, nury, kormorany, mewy. O zupełnie wyjątkowych i pozostających w sferze marzeń wielu alkach i nurzykach nie wspominając - choć te akurat należą do ptaków dość rzadkich, obserwowanych głownie z pokładów statków. Na taki rejs z nurzykami też bym chciała pojechać, ale to już niemożliwe w tym roku...

Tegoroczne ferie dały mi pierwszą w życiu okazję do odwiedzenia Gdańska zimową porą. Dopisała nam też pogoda - wreszcie czuło się, że jest zima! Park Reagana był pokryty śniegiem, tworząc przepiękny wręcz widok - szliśmy nim wczesnym rankiem, by dostać się na najbliższą plażę. Ponoć bywają tutaj czarnowrony albo ich hybrydy, a także bernikle kanadyjskie. Czarnowronów niestety nie stwierdziłam, choć starałam się uważnie przepatrywać liczne stada wron siwych (Corvus cornix). Bernikli zresztą też. Widziałam za to kilkadziesiąt grzywaczy (Columba palumbus). W mojej okolicy nigdy nie zimują, przenoszą się gdzieś dalej i wracają wraz z wiosną. Dopiero jakiś czas temu zobaczyłam u siebie ponownie dwójkę tych ptaków.

W miarę jak zbliżaliśmy się do morza, krajobraz zaczął przechodzić w wydmy. Były z dwóch stron otoczone siatką, pewnie w ramach ochrony roślinności. Trochę smutny widok, tak zwanych "naszych czasów". W pewnym momencie zauważyłam wysoko w górze trzy ptaki szponiaste, krążące tuż obok siebie. Ptaki odleciały jednak, zanim zdążyłam się im przyjrzeć. Założyłam, że to pewnie były myszołowy (Buteo sp.), w końcu zimą są one, obok pustułek i krogulców, najczęściej spotykanymi drapieżnikami. Teraz jednak mam co do tego poważne wątpliwości. Bo gdy kilka chwil potem wyszliśmy już na teren plaży, znowu ukazał się nam w powietrzu szponiasty podobny do wcześniejszych. Tym razem udało mi się zrobić mu zdjęcie, tylko jedno, słabe - ptak śmignął bowiem szybko w górze i, tak jak poprzednie osobniki, zaraz zniknął nam z oczu. I już na fotce widać wyraźnie, że to błotniak. Błotniak zbożowy (Circus cyaneus). Aż mi się miło zrobiło. Bo oto właśnie pierwszy raz zobaczyłam tego ptaka z tak bliska, o czym marzyłam już od dawna. Gdyby tylko dał się poobserwować trochę dłużej, i był białym samcem, a nie burym osobnikiem w typie samicy...

Błotniaczek (Circus cyaneus). Jedyne zdjęcie.

Błotniak w jakiś niesamowity sposób poprawił mi humor. Morze pewnie też, bo krajobraz był piękny, tak jak zawsze tutaj. Tylko ludzi tłum, ale na szczęście nie wszystkim ptakom to przeszkadza. Zauważam, że jakieś ptaki unoszą się na falach na morzu, w oddali. Próbuję to lornetką, to aparatem przybliżyć sobie widok tych domniemanych kaczek. I oto są lodówki (Clangula hyemalis)! Chyba najpiękniejsze, co na Bałtyku zimą żyje. Kaczki pochodzenia północnego, które spędzają tutaj tylko chłodne miesiące, natomiast wraz z nastaniem wiosny odlatują na swoje lęgowiska. Byłam nieco zdziwiona, że tak łatwo udało mi się je zobaczyć. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że lodówka będzie najliczniejszą kaczką, jaką w ogóle będę spotykać w Gdańsku. Ich wspaniałe upierzenie to klejnot tych wód.

Pierwsze spotkanie z lodówkami (Clangula hyemalis). Były daleko, na szczęście aparat w miarę wyrabiał.


Stada kaczek poruszały się w prawo, a tak się świetnie składało, że akurat z prawej strony znajdowało się dość długie molo. Postanowiłam więc szybko tam przejść i poczekać, aż kaczki zbliżą się i dopłyną na wysokość pomostu. Na pewno będzie je stamtąd lepiej widać. Plan powiódł się tak, jak oczekiwałam. Obok molo spotkałam także inne kaczki - gągoły (Bucephala clangula), te, które tokują, zabawnie zadzierąjąc głowę do góry. Oprócz tych ciekawostek kwitło tam również życie zwykłych ptaków. Wrony siwe (Corvus cornix), dokarmiane przez ludzi łabędzie nieme (Cygnus olor) oraz krzyżówki (Anas platyrhynchos). I oczywiście nielitościwe mewy, jak lubię o nich z sympatią mówić. Na naszych oczach jedna mewa siwa (Larus canus) znalazła sobie spory kawałek chleba i zamierzała go szybko skonsumować. Na miejsce przybyła jednak jakaś głodna śmieszka (Chroicocephalus ridibundus), która postanowiła jej zabrać żarcie. Siwa, z początku próbująca uciekać przed śmieszką, zobaczyła w końcu ratunek w najszybszym, jak to możliwe, połknięciu zdobytego chleba. Ledwie jej przeszedł przez gardło, a szyja wydęła się, jakby zaraz miała pęknąć. Bo to był faktycznie spory kawał, który siwa normalnie rozdrobniłaby przed spożyciem, gdyby nie obecność śmieszki. Tak to opisuję, bo może informacja na ten temat kogoś zaciekawi, ale takie zachowania to najczystsza klasyka mewiego gatunku i kto choć raz był nad morzem, potwierdzi. Mewy nie przepuszczą nikomu - ani innym gatunkom, ani sobie nawzajem.

 Gągoł (Bucephala clangula), samiec.

Też Bucephala clangula, ale dziewczynka.

Samiec lodówki (Clangula hyemalis), już bliżej niż wcześniej.

 Śmieszki (Chroicocephalus ridibundus), w tle mewy siwe (Larus canus).

 Śmieszka (Chroicocephalus ridibundus).

Mewa siwa (Larus canus), próbuje przełknąć chleb.


Następny dzień miał się okazać jeszcze lepszym od poprzedniego. Wymusiłam na rodzinie, by odwiedzić sopockie molo - jest długie, sięga daleko w morze, więc może będzie stamtąd lepiej widać morskie kaczki. I najciekawsze jest to, że faktycznie tak było! Parę godzin minęło jak parę minut, gdy ja, spacerując po molo, rozglądałam się na wszystkie strony, bo wszędzie działo się coś ciekawego. To taka swego rodzaju bezradność - gdy wokół ciebie jest tyle ciekawych ptaków, że nie wiesz, gdzie najpierw podejść, gdzie patrzeć. Niemal od razu po wejściu na pomost natknęłam się na kilkadziesiąt perkozów dwuczubych (Podiceps cristatus). Pływały właściwie wszędzie wokół molo, ale w tym konkretnym miejscu zebrały się w jedno stado. Podczas, gdy obserwowałam je uważnie, chcąc sprawdzić, czy nie pływają wśród nich jakieś inne, ciekawe gatunki, moja kochana mama zupełnie nieświadomie wypatrzyła edredona (Somateria molissima). Dla mnie, pierwszy raz będącej nad morzem, to był gatunek z najwyższej półki. Wskazała mi ciemnego ptaka, unoszącego się na falach dość daleko od pomostu. Kształt sylwetki był na tyle charakterystyczny, że nie mógł budzić wątpliwości. Mam edredona, a przecież jestem tu od paru minut! Edredon nie był niestety wybarwionym samcem, prawdopodobnie dlatego, bym nie umarła z nadmiaru szczęścia, ale chyba jakimś młodym. Czyli, innymi słowy, był brzydki. Cóż, nie można mieć wszystkiego.

 Mewy i kormorany (Phalacrocorax carbo).

 Pierwsza część stada perkozów dwuczubych (Podiceps cristatus).

 Druga część.

 Edredon (Somateria molissima).


Ptaki były naprawdę wszędzie. Pływały nurogęsi (Mergus merganser), wśród których bezskutecznie wypatrywałam rzadkich szlacharów, gągoły (Bucephala clangula), czernice (Aythya fuligula) i łyski, dużo łysek (Fulica atra). Nie wspominając o licznych kormoranach (Phalacrocorax carbo), kilku gatunkach mew i innych pospolitych ptakach. Wszędzie coś się działo, lornetka i aparat ciągle były w ruchu. Przez molo szłam niespiesznie, zatrzymując się przy ciekawych gatunkach. Gdy już zbliżyłam się do końca, popatrzyłam na morze. W oddali dryfowały wielkie stada czernic, jedno mniejsze natomiast pływało bliżej pomostu. Wśród czernic wypatrzyłam też inny gatunek. Jasny grzbiet, brak czubka na głowie - to ogorzałka (Aythya marila). Ptaków tego gatunku było w sumie trzy. A za chwilę pojawiło się jeszcze coś innego - kolejna z morskich kaczek, uhla (Melanitta fusca). Ptak spokojnie dryfował w stronę pomostu, ciągle zbliżając się do nas. W pewnym momencie zajął się toaletą, a ja, robiąc mu kolejne zdjęcia, zorientowałam się, że zaczynają wychodzić mało wyraźnie. Czyżby się już nieco, ledwo dostrzegalnie, ściemniło? W międzyczasie przy molo wypłynęła parka lodówek. Ptaki miałam teraz tak blisko, jak nigdy wcześniej, na taką odległość, na jakiej normalnie widuje się krzyżówki w parkach. A przecież to był gatunek dla mnie niemal egzotyczny. Kaczki nurkowały pod wodę i wypływały raz bliżej, raz dalej, musiałam przewidywać, gdzie znów pojawią się na powierzchni, by zrobić im zdjęcia. Tak samo zachowywał się perkoz dwuczuby, który pojawił się później. Uhla przepłynęła obok molo i oddaliła się. Tak, ptaki były naprawdę wszędzie.

 Lodówki! (Clangula hyemalis)




 Czernice (Aythya fuligula), a najbardziej z przodu ogorzałka (A. marila).



 Uhla (Melanitta fusca).


 :)

Powrót był powolny. Ciągle coś mnie zatrzymywało, kolejny perkoz, lodówka, ogorzałka. Ze zdziwieniem dostrzegłam, że edredon, którego zobaczyłam jakiś czas temu, nadal znajduje się w tym samym miejscu. Teraz pożywiał się, nurkował. Wydawało mi się, że powoli płynie w stronę pomostu, postanowiłam więc, że zaczekam trochę, aż zbliży się na taką odległość, że zrobię mu lepsze zdjęcia. W międzyczasie zajęłam się obserwacją perkoza dwuczubego, który właśnie złowił małą rybkę. Przypałętała się jednak do niego śmieszka, nie dając mu zjeść w spokoju. Pływała za nim, licząc na to, że w jakiś sposób odbierze mu rybę. Ale edredon nie przypływał, jego zbliżanie się do molo było chyba moim złudzeniem albo pobożnym życzeniem. W końcu, z wielkim ociąganiem, postanowiłam naprawdę wracać. Znów minęłam wielkie stado perkozów dwuczubych przy wejściu na pomost, w tym samym miejscu, co wcześniej. Jakby tutejsze ptaki się nie ruszały. Byłam pełna niesamowitych wrażeń. Ani się domyślałam, co czeka mnie jutro...




Następnego dnia był już dzień powrotu. Początkowy plan był taki, że wybierzemy się gdzieś na ptaki na krótko, może do Sopotu, może zostaniemy w Gdańsku - a potem jedziemy na rodzinne Mazowsze. Tylko, że ja miałam inny pomysł. Kilkanaście kilometrów stąd znajdowała się plaża w Stogach, a tam - zimował wraz z pospolitymi uhlami prawdziwy rarytas, uhla garbonosa (Melanitta deglandi). Wyjątkowy samiec z wyjątkową historią - pierwszy raz spotkano go w Stogach zimą rok temu i było to dopiero drugie(!) stwierdzenie w Polsce tego gatunku. Ptak jest zresztą bardzo rzadki w całej Europie, na tyle, że nie uwzględniono go w wydaniu Collinsa z 2013 roku :). Ta konkretna uhla garbonosa, należąca do podgatunku stejnegeri, powinna spędzać zimę daleko w Azji. Szczęśliwe dla nas, dla niej może trochę mniej wiatry przygnały ją jednak wtedy nad Bałtyk. I w tym roku znowu się tutaj pojawiła. To raczej ten sam osobnik, mało prawdopodobne, żeby do tego samego miejsca przybył inny ptak. Zobaczenie go było jednak zadaniem karkołomnym i zdawałam sobie z tego sprawę. Na morzu pływa dużo uhli, większość z nich daleko od brzegu. Jak wypatrzeć tę jedyną?

Po małych, eufemistycznie mówiąc przygodach, dotarliśmy do Stogów. Plaża uderzała ciszą i martwotą, była jednak piękna, jak to nadmorskie okolice mają w zwyczaju. Uhli faktycznie pływało tutaj wiele - samiczki oraz piękne samce. Były podzielone na niewielkie stada i dość często nurkowały. Gdy jeden ptak z grupy zanurzał się pod wodę, kolejne robiły to chwilę po nim. Oczywiście jest to problematyczne przy obserwacji ptaków. Zanim zdążysz przyjrzeć się wybranemu osobnikowi, ten zaraz znika pod powierzchnią i wynurza się już w innym miejscu. Robiłam kaczkom zdjęcia, bo lornetką nigdy nie uzyskałabym takiego przybliżenia. Wyszukiwałam stada pływające jak najbliżej brzegu i fotografowałam je, w nadziei, ze może na którymś zdjęciu znajdę upragnioną uhlę garbonosą. Czas jednak mijał, a ja nie trafiłam na żadnego mogącego nią być ptaka. W końcu trzeba już było wracać. Nie mając co robić, wyjęłam aparat i zaczęłam przeglądać zdjęcia jednego ze stad kaczek, jakie zrobiłam parę chwil temu. Nagle oczy otworzyły mi się szerzej. W tej grupie uhli był ptak inny, niepodobny do reszty! Czyżby to była... Natychmiast zawróciłam z drogi powrotnej i znów pobiegłam na brzeg morza, tam, skąd fotografowałam owe uhle. Nadal tam były. Szybko wyszukałam przez wizjer aparatu podejrzanego osobnika i zdążyłam wykonać parę zdjęć, po czym ptak zapadł pod wodę. Pozostałam tam jeszcze jakiś czas, dokładnie fotografując resztę uhli, a wśród nich potencjalną uhlę garbonosą. Nie mogłam uwierzyć w to, że ją spotkałam.

A potem ogarnęły mnie wątpliwości. Czy ptak znajdujący się na zdjęciu to na pewno uhla garbonosa? Teoretycznie ten gatunek nie jest trudno rozpoznawalny, jeśli chodzi o samce, ale na mojej słabej fotce to wcale nie było takie oczywiste. Ciągle przeglądałam fotografie i w końcu zaczęłam wierzyć w to, że tę garbonosą to sobie wymyśliłam, a na zdjęciu znajduje się normalna uhla. Dopiero potwierdzenie oznaczenia przez innych ptasiarzy wyprowadziło mnie z błędu. Naprawdę widziałam Melanitta deglandi. Choć nadal jakoś nie mogę w to uwierzyć.

 Na razie zwykłe uhle (Melanitta fusca)...

 Same samce, siła samców :).

 Uhla garbonosa! (Melanitta deglandi).



 Z przodu garbonosa (M. deglandi).

Tu również z przodu, o ile dobrze widzę.

Przy brzegu pływał perkozek (Tachybaptus ruficollis).

To był dobry wyjazd. Obfitujący w spotkania z ptakami i z historią. Zwiedziliśmy muzea w Gdańsku i muszę powiedzieć, że są one na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Szliśmy przez miasto nocą. Oglądaliśmy najstarsze kościoły. Z wynajętego mieszkania widzieliśmy panoramę Gdańska.

W czasie podróży powrotnej liczyłam myszołowy (Buteo buteo), siedzące przy autostradzie. W trochę więcej niż godzinę podróży naliczyłam trzydzieści. Potem jakoś mi się to znudziło. Do domu dojechaliśmy dość szybko.

Komentarze

  1. Wszak nad morzem można spotkać całkiem sympatyczne ptaszki. Mnie się ostatnio udało zobaczyć klucz gęsi nad Wisłą. Niestety, padał deszcz i nie miałam jak go sfotografować. Pozdrawiam serdecznie i życzę równie owocnych wyjazdów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad dużymi rzekami ogólnie warto obserwować migrujące ptaki - teraz może już coraz gorzej z przelotnymi gęsiami, ale pozostają jeszcze inne gatunki. Nic, tylko wybrać się drugi raz, gdy będzie lepsza pogoda :).

      Usuń
  2. Na bogato. Opisałaś to tak zachęcająco, że planuję wypad. Dziękuje i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam serdecznie, nad morze pod względem ptaków warto się wybrać chyba o każdej porze roku. Przez większą jego część albo coś tam ciekawego migruje, albo zimuje, albo się lęgnie... Życzę więc udanego wyjazdu :).

      Usuń
  3. Przypuszczam Patrycjo, że ta ilość ptaków była dla Ciebie prawdziwą duchową ucztą:)
    Kurcze, ja nawet nie potrafię wypowiedzieć niektórych nazw prezentowanych przez Ciebie gatunków, a co dopiero, żeby je rozróżnić:)
    Pozdrawiam Cię serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była bez wątpienia uczta, szczególnie że nad morzem zimą byłam pierwszy raz, więc wszystko traktowałam jako nowe.
      Ale bez przesady z tym wypowiadaniem, może i „uhla” brzmi trochę dziwnie, ale resztę już raczej da się normalnie wymówić :). Rozróżniania każdy może się nauczyć, więc też nie ma co narzekać ;).

      Usuń
  4. Śliczne te lodówki, myślałam, że nad morzem tylko mewy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam jest ptaków ogólnie mnóstwo, a jakie piękne rzeczy dzieją się w czasie wiosennej i jesiennej migracji :). Aczkolwiek wiosennej jeszcze nie było mi dane osobiście doświadczyć nad morzem. Mew też jest kilka gatunków conajmniej, one nie nudzą, gdy się im dobrze przyjrzeć.

      Usuń
  5. Super zdjęcia. Najlepsze śmieszki siedzące na balustradzie. Jestem zaskoczony, że w tak krótkim okresie udało ci się zrobić tyle rzadkich i wartych uwagi gatunków. Sam jestem z Gdańska i wiem, że robienie zdjęć ptaków nad morzem to wcale nie jest łatwa rzecz, zwłaszcza jak fotografowany przez nas ptak jest płochliwy. Nie masz gdzie się ukryć, jesteś na otwartej przestrzeni i wszystkie ptaki na twój widok z daleka zaczynają przygotowywać się do panicznego oderwania się od ziemi. Ja tak na przykład miałem z biegusami, sieweczkami i szlamnikami. Świetne zdjęcie edredona!! Ja jeszcze nigdy nie widziałem na oczy uhli i jestem pełen podziwu dla ciebie, że udało ci się ją spotkać, a co dopiero sfotografować. Życzę powodzenia w dalszych wyprawach na ptaki!!!!!
    PS Po zachodniej stronie Wisły na Mewiej Łasze jest taka ścieżka przy samym brzegu rzeki, którą się idzie na plażę. Oprócz lodówek i gągołów gniazdują tam też m.in. ohary. Bardzo atrakcyjne ptaki. Dla ludzi z odrobiną szczęścia wychodzą ze swoich gniazd i pokazują się. Naprawdę polecam wyprawę na zachodnią część Mewiej Łachy. To raj dla każdego pasjonata przyrody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z płochliwością ptaków na szczęście problemu nie było, same podpływały, człowieka miały raczej w poważaniu :). Dwa razy byłam też nad morzem latem, na siewkach, i też zwykle raczej trafiałam na fajne osobniki, które się bardzo nie bały. Na młodego biegusa rdzawego to niemal nie weszłam ;). Może i Tobie się zdarzy taki oswojony, któremu można łatwo ładną sesję zorganizować. W zachodniej części rezerwatu byłam rok po odwiedzeniu wschodniej :). Ale szliśmy lasem. O lęgowych oharach nie wiedziałam, dzięki wielkie za info! Byłoby świetnie kiedyś je tam zobaczyć.

      Usuń
  6. Fantastyczne ptasie obserwacje !! Gratuluję niesamowitych łowów ! Uhla garbonosa wygląda bardzo egzotycznie, nie wiedziałam że nad Naszym morzem mozna spotkać tak dużo gatunków ptaków !
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A na moich zdjęciach nie widać jeszcze całej niezwykłości tego ptaka. W Google są dostępne dobre jakościowo i naprawdę polecam je zobaczyć, bo kaczka zjawiskowa, z wyglądu faktycznie egzotyczna :).

      Usuń
  7. Patrycjo świetny z Ciebie ptasi detektyw :) Mnóstwo ciekawych obserwacji i cieszę się, że wyjazd nad morze był owocny. Następnym razem przejdź się jeszcze w stronę mola w Orłowie. Między Sopotem i Gdynią, raczej bliżej mola w Gdyni Orłowie też są ptaki. Co roku widuje tam lodówki. W tym były spore stada. Za to jest mniej ludzi i łatwiej obserwować i robić zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie z chęcią Orłowo odwiedzę, bo dużo ludzi raczej przy obserwacjach nie pomaga. Nawet, gdy przyzwyczajone ptaki się nie płoszą, to wiadomo, że niemiło spacerować pośród tłumu. Dzięki!

      Usuń
  8. pięknie, z pasją tylko proszę nie używaj zdrobnień typu "błotniaczek" głównie z tego powodu, że w systematyce są gatunki których nazwa jest rzeczywiście zdrobnieniem (cyraneczka, motyliczka, jarząbek, głowienka, perkozek itd) Tym samym użycie zdrobnienia typu "błotniaczek" może sugerować, że jest taki gatunek, a mówimy o błotniaku. Drugi argument, że używanie zdrobnień (np. jelonek) jest po prostu infantylne. Mam nadzieję, że nie uraziłem. Lubię Twój blog i stąd ta nieco mentorska uwaga, za co z góry przepraszam :) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję teraz obowiązek wytłumaczenia się :). Zdrobnień typu trznadelek nie używam oczywiście - wydaje mi się jednak, że zdrabnianie nazw, które nie brzmią tak dwuznacznie, jest dopuszczalne. Tym bardziej, że wcześniej w tekście użyłam pełnej nazwy. I też to nie o infantylny wydźwięk chodziło, raczej żartobliwy ;). No ale może faktycznie lepiej na blogu, który aspiruje do typowo przyrodniczego pilnować się bardziej systematyki. Aczkolwiek sama dla siebie, w myślach, zdrobniałych, zmodyfikowanych czy slangowych nazw ptaków używam czasami.

      Usuń
  9. Witaj przedświątecznie
    Cieszę się, że ponownie do mnie napisałaś, Brakowało mi Ciebie i Twoich ptasich opowieści z morzem w tle.
    Życzę ciepłych, pełnych nadziei świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Niech nadchodzące dni będą przeżyte w Radości, Pokoju i Życzliwości.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiadam na życzenia oczywiście za późno (jak to ja) ale dziękuję i też życzę wszystkiego dobrego na nadchodzące poświąteczne dni.

      Usuń
    2. Witaj zielono-żółto
      Powoli kończy się pierwsza majówka.
      A jak Tobie minęły te dni? Pewnie na obserwowaniu ptaków.
      Pozdrawiam nadzieją na wiosenne, majowe słońce

      Usuń
    3. Witaj nadal majowo
      Zastanawiam się co u Ciebie słychać? Mam nadzieję, że również maj, piękny maj. Ale czy melancholii śladów brak?
      Pozdrawiam ciepło przesyłając uśmiech

      Usuń
  10. Wspanialy mialaś wyjazd nad morze, ciekawe obserwacje poczyniłaś. Bardzi interesujacy post.
    Wesolych Świat.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj poświątecznie słoneczną porą roku.
      Święta, święta i po świętach. Minęły tak szybko.
      Dzisiaj jednak znalazłam czas, aby zajrzeć do Ciebie.
      Ale pewnie wędrujesz podziwiając ptaki.
      Życzę radości w sercu i ciepłych nocy
      Pozdrawiam końcówką kwietnia

      Usuń
  11. Patrycjo, życzę wesołych Świat Wielkanocnych !!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, i też życzę wszystkiego dobrego (po Świętach, ale szczere) :).

      Usuń
  12. Nie miałam pojęcia, że nad Bałtykiem żyje tyle gatunków ptaków! Dla osoby tak bardzo pasjonującej się ornitologią jak Ty ta wycieczka musiała być wspaniałym przeżyciem, rodzajem raju, w którym mogłaś podziwiać to, co kochasz. Okazuje się, że wcale nie trzeba wyjeżdżać do ciepłych krajów by móc obserwować mnogość ptasich gatunków. Ale trzeba umieć patrzeć,trzeb sie na tym znać, bo przypuszczam, że dla przeciętnego obserwatora wszystkie te ptaki byłyby po prostu mewami i kaczkami. Życzę Ci patrycjo jeszcze wielu tak wspaniałych wypraw!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas ogólnie żyje o wiele więcej ptaków niż większość ludzi przypuszcza. Można wybrać się w teren i zobaczyć ciekawsze stworzenia niż egzotyczne w zoo, przywiezione nie wiadomo skąd. Nad morzem szczególnie da się wiele zobaczyć i to nie tylko w zimie. Ale faktycznie trzeba umieć patrzeć. Ja się tego już nieco nauczyłam i uczę się nadal, bo to mnie po prostu ciekawi, fascynuje do szaleństwa. Ale na przykład, jeśli chodzi o gatunki owadów czy roślin, też byłabym kompletnie ślepa. To trochę przykre, bo choćby takie najbardziej podstawowe wypadałoby dobrze znać.

      Usuń
  13. Twoje ptasie opowieści są fascynujące, lubię ptaki, niestety moja wiedza wctym temacie jest słabiutka dlatego czytam i oglądam z wielką przyjemnością. Marzę o podróży nad morze.

    OdpowiedzUsuń
  14. Zakochałam się z morzu w wieku 24 lat - dopiero wtedy zobaczyłam jakiekolwiek morze po raz pierwszy ;) I teraz nie wiem, czy wolę bardziej morze czy góry :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Miałaś bardzo udany wyjazd. Super, że udało Ci się sfotografować ptasie perełki :).

    Też lubię robić zdjęcia ptakom ale myślę, że jest, to o wiele fajniejsze jak się wie co się fotografuje hihi :).

    Niektóre ptaszki są śliczne :).

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetne pióro, super się czyta, pięknie opowiadasz o ptakach, nie mogę zgubić tego bloga w czeluściach internetowych, więc go sobie zapiszę u siebie :) Ileż ptaków dzisiaj poznałam :)))))))

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetne zdjęcia! Super uchwyciłaś na nich te ptaki ^^
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Daj o sobie znać! Twoje komentarze - zawsze na nie odpowiadam - bądź zaznaczenie aktywności na moim blogu w inny sposób zawsze będą mile widziane. Staram się odwiedzić wszystkich moich czytelników, a na większości ich blogów pozostaję na dłużej. Nie lubię jednak reklam na siłę - komentuj, jeśli faktycznie podoba Ci się to, co piszę.

Miłego dnia!