Dzienniki z Porto 3

Kolejny dzień w Porto przywitał nas czymś zupełnie nieoczekiwanym. Zbladł za welonem mgły, tchnął chłodem w ludzkie twarze, dotknął deszczem wysuszonej ziemi. To już nie było to samo miasto, które oglądaliśmy wcześniej, skąpane w ostrym słońcu. Wreszcie można było odpocząć od upału wysysającego wszystkie siły z ciała. Patrzyliśmy się na dziwny świat, w którym pogoda zmienia się tak nagle, bez zapowiedzi, popijając ciepłą herbatę na balkonie. Podnosząc oczy do góry, można było ujrzeć jaskółki oraz jerzyki (Apus apus) śmigające ponad najwyższymi dachami domów. No i mewy. Potężne, inteligentne ptaki pełne sprzeczności, które bezsprzecznie władały ptasią częścią Porto. Swoje piękne, a jednocześnie pełne terroru rządy zaprowadzają one zresztą w każdym mieście, w którym się pojawią. Mogłabym bez końca patrzeć na to, jak wzbijają się w powietrze z tym swoim nienaturalnie papierowym szelestem skrzydeł. Potęga i majestat.



Właśnie na tym balkonie, podczas śniadania, zastanawialiśmy się, gdzie wybrać się dzisiaj. Padło na plaże nad Atlantykiem - autobusem około pół godziny drogi. To nasza ostatnia szansa, by je zobaczyć. Do uroczej wycieczki zniechęcała jedynie pochmurna pogoda... Ale co mamy do stracenia?

Autobus jechał dosyć szybko oraz "energicznie" - miałam wrażenie, że podskakuje co jakiś czas, choć droga była prosta i dobra. W czasie podróży zajęłam się tym, co zwykle mam w zwyczaju - podziwiałam krajobraz. To jest jedna z tych rzeczy, które uwielbiam i która już raczej mi nie spowszednieje. Dzięki niej nawet po długiej jeździe nie czuję większego znużenia. Ludzie nudzący w samochodzie czy komunikacji miejskiej chyba po prostu nigdy nie próbowali wyjrzeć za okno z wypływającą z serca chęcią oglądania ciekawego i pięknego świata. Z takim podejściem naprawdę można zobaczyć wspaniałe rzeczy.

Albo tylko mgłę. Im bardziej zbliżaliśmy się do wybrzeża Atlantyku, tym powietrze stawało się bielsze. Po wyjściu z autobusu otaczający świat w tej samej chwili zachwycił mnie i przeraził. Morze w welonie mgły wyglądało wprawdzie wyjątkowo, ale czy taka pogoda nie przeszkodzi w obserwacjach ptaków? Serio, to była pierwsza rzecz, o której pomyślałam. Widocznie jestem jakaś dziwna. Na szczęście rodzina już się przyzwyczaiła, więc nie było zaskoczenia, kiedy podczas drogi na plażę skręciłam nagle w bok. Tutaj, niedaleko ulicy, znajdował się niewielki stawik niewiadomego pochodzenia, który, jak się okazało,  zamieszkiwały ptaki ozdobne - para piżmówek (Cairina moschata) oraz para gęsiówek egipskich (Alopochen aegyptiaca). Dużo dałabym za to, żeby te drugie jakimś dziwnym trafem okazały się dzikie.

 Gęsiówki egipskie (Alopochen aegyptiaca). Zdaję sobie sprawę z miernej jakości fotki, ale cóż.

 Piżmówka (Cairina moschata).

Jak wyżej.

Widok na ocean był stąd naprawdę przepiękny. Morskie fale z białymi grzywami, rozbijające się o brzeg, łączyły się jakby z mgłą otaczającą świat aż po horyzont. Tylko piasek był dla nas jakiś dziwny, nieprzyjemny raczej z wyglądu. Leżało na nim ponadto całe mnóstwo wyrzuconych z wody roślin, czuło się wręcz zaduch tych, które zdążyły już zacząć się psuć... Szybko zwinęliśmy się z tego miejsca i podeszliśmy kawałek dalej - tam, gdzie kończyła się plaża piaszczysta, a zaczynała - skalista. Zwaliska głazów omywanych wodą oraz wiatrem miały w sobie coś niezwykle ponadczasowego. Oglądając je, zatopione w morzu mgły, w pewnej chwili pomyślałam sobie, że gorące (zwykle) Porto nabrało w tym miejscu bardzo północnego, skandynawskiego wręcz klimatu. Ot, takie luźne skojarzenie. Do pełnego wrażenia wybrzeża północy brakowało mi tutaj tylko herbowych ptaków tej chłodnej krainy - siewek - które chodziłyby sobie po nadmorskich skałach.

 Tu plaża piaszczysta...

 Tu już skały.
Mewa we mgle.

- Kamusznik! Moje serce podskoczyło i zatrzepotało, jak zwykle, gdy widzę niespodziewanie jakiegoś ciekawego ptaka. Chciałam "północną" siewkę, no to mam. I do tego w szacie godowej! Czy dzisiaj trafi mi się coś lepszego od tej wyjątkowo urodziwej istoty? A jakże - więcej kamuszników (Arenaria interpres). Ptaków było łącznie być może nawet kilkanaście. Energicznie biegały po kamieniach, wydając się zupełnie nie przejmować ludźmi. Skupione tylko na żerowaniu, ruchliwe i wyglądąjące na oderwane od rzeczywistego świata - jak każde siewki. Ależ cudowny zrobiły mi spektakl tutaj, na wybrzeżu Atlantyku.Obserwując je, w pewnej chwili kątem oka dojrzałam także zrywającego się do lotu kulika (Numenius sp.). Oczywiście jednak nie wiem, który to był...

Wybaczcie, że teraz trochę zawalę Was zdjęciami. One może nie są piękne, ale kamuszniki na nich - już tak.

 En face.





 Tutaj podczas uczty.


Wracając do tematu - postanowiłam więc pójść w stronę, w którą, jak mi się wydawało, pofrunął kulik - w nadziei, że może dopisze mi szczęście i go znajdę. Brzegiem tej samej skalistej plaży, ciągnącej się zresztą aż po horyzont. Na kamieniach normalnie wypoczywali ludzie. Niektórzy nawet się kąpali. Wszystko to w symbiozie z kręcącym się po okolicy ptactwem - gołębiami (Columba livia f. urbana) oraz wróblami (Passer domesticus). Było także mnóstwo kopciuszków (Phoenicurus ochruros), ale to nic dziwnego - wszak właśnie skały są naturalnym siedliskiem tych ptaków. Do życia w mieście, wśród ludzi, jak to ma miejsce w Polsce, przyzwyczaiły się względnie niedawno. Uroczo nerwowe ptaki. Kto kiedyś przyjrzał się uważnie ich zachowaniu, zrozumie, co mam na myśli.

Minęliśmy dość ciekawą budowlę w stylu średniowiecznej warowni, którą postawiono na skałach. Do środka było można wejść, natomiast akurat tam nic interesującego nie zobaczyliśmy. Zawróciłam więc w końcu do miejsca, skąd rozpoczęłam wyprawę - i gdzie widziałam kamuszniki. Nadal tam były. Niby obecność ludzi im zbytnio nie przeszkadzała, ale gdy jeden człowiek podszedł zbyt blisko, stanęły na baczność na czubkach głazów, uważnie lustrując wzrokiem potencjalne niebezpieczeństwo. I prawidłowo - takie ptaki jak one powinny być czujne, w każdej chwili gotowe do błyskawicznego zerwania się w powietrze. Tak to jest w przyrodzie, że umiejętność salwowania się ucieczką jest jedynym sposobem na przeżycie dla słabych. Dla tej jaskółki, która z prędkością światła latała mi nad głową, także. Z tym, że akurat teraz nie robiła tego w obawie przed drapieżnikiem. Po prostu... Zdobywała pożywienie dla rodziny. Tutaj, na wybrzeżu, w jednym miejscu znajdowało się coś na kształt muru, oddzielającego skalistą plażę od wyżej położonego placu, na którym cały czas przebywaliśmy. W owym murze można było dojrzeć parę okrągłych zagłębień. I właśnie w jednym z nich wyżej wspomniana jaskółka założyła gniazdo, a teraz z otworu wyglądała główka domagającego się jedzenia drugiego osobnika - dużego pisklęcia albo wysiadującego jajka partnera, nie wiem. Oj, ciężko było mi określić przynależność gatunkową tej jaskółki, fruwała bowiem naprawdę z wyjątkową, nawet jak na swoją rodzinę, szybkością. Jedyne ułatwienie, że krążyła w powietrzu według stałej, schematycznej jakby trasy. W końcu ustaliłam, że jest to po prostu brzegówka (Ripara riparia). W naszym kraju ten gatunek kojarzy się zwykle z gniazdowaniem w koloniach, w piaskarniach lub skarpach rzek. Tu było zupełnie inaczej.

 Kamuszniki "na baczność".

Gniazdo brzegówki (Riparia riparia).

Po wszystkich emocjach postanowiliśmy odwiedzić jeszcze oceanarium w Porto. Co prawda większość atrakcji w budynku bardziej zaciekawi małe dzieci, natomiast mimo wszystko miło było się popatrzeć na piękne wodne zwierzęta. Pozwolono mi nawet dotknąć jeżowca, który wydawał się być jak gdyby wykuty z kamienia. Pracownica odpowiadająca za owego jeżowca umiała parę słów po polsku. W ogóle w Porto, w różnorakich miejscach przeznaczonych dla turystów udało nam się kilka razy natknąć na polskie akcenty, których wcale nie było tak mało, jak można byłoby się spodziewać po dalekiej Portugalii. Ja przypuszczam, iż prawdopodobnie przyjeżdża tutaj faktycznie sporo Polaków, a że w części atrakcji turystycznych pytają cię o kraj pochodzenia, mieszkańcy bardzo dobrze o tym wiedzą i trochę nas „honorują”.

Wybaczcie jakość zdjęć, wszystkie telefonem.







Takie tam napisy na podłodze w oceanarium. Tłumaczenie niezbyt mnie przekonuje, ale ok.

 A w czasie czekania na autobus powrotny obserwowałam duże stado mew. Nie mam pojęcia, czemu tak bardzo spodobał się im trawnik na środku ronda. Ponieważ głupieję przy ich rozpoznawaniu, myślałam, że mogę się nigdy nie dowiedzieć, do jakiego gatunku należą...

...ale jedna z mew miała obrączkę. Spisałam numer, wysłałam, otrzymałam wiadomość zwrotną - i wiem o niej wszystko. Przed państwem co najmniej ośmioletni samczyk mewy żółtonogiej (Larus fuscus). Zaobrączkowany w 2014 roku na Guernsey, natomiast wszystkie inne jego odczyty pochodzą z Portugalii.

Dalsza część dnia minęła spokojnie, słońce wreszcie wyszło zza chmur. Chodziliśmy uliczkami Porto, wstąpiliśmy do paru sklepów, spróbowaliśmy narodowych dań Portugalczyków. Wszystko wokół było piękne i niesamowicie przyjemne, tak że dobry nastrój nie opuszczał nas ani na chwilę. Nie chciało mi wracać, znów popaść w szarą rutynę dnia codziennego i nużące obowiązki w chłodnym kraju ojczystym. Pod portugalskim niebem czuliśmy się po prostu dobrze, żyjąc chwilą każdego dnia. Wyjazd zawsze daje możliwość skosztowania takiej wolności, odmiany - i to między innymi dlatego uwielbiam podróżować.

Gdy obudziłam się z płytkiego snu, samolot przygotowywał się do lądowania. Pod nami malowało się morze kłębiących się chmur, delikatnie oświetlonych na złoto przez budzące się słońce. Szachownica pól, mozaika budynków, lasów, stawów, terenów otwartych...

Znów byliśmy w domu.

Pozdrawiam!

Komentarze

  1. Fantastyczna wyprawa. Gęsiówki egipskie podbiły moje serce. Bogactwo ptaków jest niesamowite. U nas, niestety, rządzą już sroki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gęsiówki są fajne, ale tylko w hodowli. U nas niestety coraz więcej występuje ich także dziko, a to niedobrze - bo jest to gatunek obcy, konkurujący o siedliska z naszymi rodzimymi ptakami wodnymi.

      Usuń
  2. Powiem Ci, że to jest piękne. W przeciągu dwóch lat z rozmachem rozwinęłaś skrzydła i nie tylko w pisarstwie, ale również w fotografii. Ponadto Twoja wiedza o ptakach dalej mnie zaskakuje, mimo że znamy się tak długo.
    Cieszę się, że na tym świecie wciąż są ludzie z tak nietuzinkowymi zainteresowaniami, którzy zamiast siedzieć w telefonach, spełniają się na powietrzu.
    Życzę Ci samych sukcesów i powodzenia w prowadzeniu bloga.
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga K. :), nie sądziłam, że tu w ogóle zajrzysz, skoro to jednak zrobiłaś, dzięki serdeczne za komentarz, choć myślę, że mnie mocno przeceniasz. Pozdrawiam Cię (na sporą odległość, ale cóż) i jeszcze raz dziękuję za wszystko.

      Usuń
  3. Przeczytałam i obejrzałam z zachwytem. Kamuszniki są zachwycające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedne z najładniejszych naszych siewkowych, tak sądzę.

      Usuń
  4. No popatrz, kto by przypuszczał, że tyle ptaków można zobaczyć na jednym spacerze? Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ptaki są naprawdę wszędzie i to jest w nich fajne :).

      Usuń
  5. Patrycjo jestem pełna podziwu dla Ciebie za ogromną pasję i oczywiście wiedzę na temat ptaków!!!!. Byłam w Portugalii, jedyne ptaki jakie widziałam to mewy. Jakie? nie mam pojęcia. Jesteś niezwykłą, dociekliwą osobą. Spisałaś numer z obrączki i teraz już wiesz co to był za gatunek. Ktoś inny pewnie by "gdybał"...
    Pragnę Ci podziękować, że tym wspaniałym zamiłowaniem dzielisz się z nami na blogu. Moja wiedza na temat ptaków nie jest już tak marna, jest już na poziomie + 0.
    Serdecznie Cię pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to ja dziękuję że jesteś, czytasz, komentujesz i tyle ciepłych słów zostawiasz. Pozdrawiam Cię serdecznie, Łucjo :).

      Usuń
  6. Jesteś wspaniałym obserwatorem ptaków, podziwiam Cię za ogromną o nich wiedzę. Cudowne zdjęcia.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ona jest taka ogromna... Nie, po prostu ciągle się uczę ;).

      Usuń
  7. Cudowna wyprawa. Jakie bogactwo ptaków. Wszystkie takie piękne. Dziękuję, że nam je pokazujesz. Nieustannie Cię podziwiam za ogrom wiedzy. Pozdrawiam:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ptaki są piękne i myślę, że przyglądając się im można znacznie pełniej odebrać klimat miejsca do którego się przybyło. Mi z Porto już chyba na zawsze będą się kojarzyć mewy, siewki, czaple i chwastówki.

      Usuń
  8. Ponownie post skrzy się od bogactwa zdjęć i ptaków:) Szczególnie zdziwiła mnie ta brzegówka. Jak sama napisałaś, to ptak gnieżdżący się kolonijnie, a poza tym miejsce gniazdowania jest kompletnie od czapy:)) To trochę tak, jakby bielik zajął gniazdo bociana na stodole:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego też między innymi miałam wątpliwości co do jej przynależności gatunkowej. No ale cóż, najwyraźniej południowe brzegówki mają własne, wyjątkowe zwyczaje ;).

      Usuń

Prześlij komentarz

Daj o sobie znać! Twoje komentarze - zawsze na nie odpowiadam - bądź zaznaczenie aktywności na moim blogu w inny sposób zawsze będą mile widziane. Staram się odwiedzić wszystkich moich czytelników, a na większości ich blogów pozostaję na dłużej. Nie lubię jednak reklam na siłę - komentuj, jeśli faktycznie podoba Ci się to, co piszę.

Miłego dnia!