Dzienniki z Porto 2

Niech to będzie wstęp do tego postu. Gdy dziś, ponownie, przeczytałam mój wcześniejszy wpis o podróży do Porto, zdałam sobie sprawę, że właściwie to był strasznie egzaltowany. Być może kogoś dziwi sposób, w jaki opisuję ten wyjazd, może ktoś uważa za przesadny mój sposób wyrażania zachwytu nad Portugalią. Tylko, że... Ja wcale nie przesadzam. Tak samo, jak mam szczególny, emocjonalny stosunek do ptaków, posiadam go również do pięknych miejsc. I po wizycie w każdym z nich mogłabym wychwalać je pod niebiosa, pisać na jego temat wiersze, hymny albo cokolwiek innego. Tylko się tu powstrzymuję ;). Tak po prostu odbieram świat, wszystkimi zmysłami, zwracając uwagę wyłącznie na piękno. W Porto, w innych miastach, nad stawami, polami, łąkami, a także w dwóch ukochanych i niezastąpionych - Dolinie Słudwi oraz Dolinie Środkowej Wisły. W sumie, dobrze mi z tym.

Wróćmy do tematu. Następnego dnia wycieczki w planach mieliśmy dogłębnie zwiedzić centrum Porto. Nasze mieszkanie było położone na szczęście w takim miejscu, że wszędzie było blisko. Jakkolwiek ulicom i uliczkom tego miasta nie można odmówić uroku, to gdzieś na drugim planie wyczuwa się tutaj klimat - zwykłej - biedy. Wiele budynków, choć z zewnątrz robi wrażenie, w środku wygląda, jak... No, nie wygląda zbyt ciekawie. A z tego, co się dowiedzieliśmy, jedną z przyczyn owego stanu rzeczy jest to, że mieszkańcom wcale aż tak nie zależy na wystroju swoich posiadłości. Jeśli tylko wszystko funkcjonuje, nie trzeba nic zmieniać - a jeśli nie funkcjonuje (np. ogrzewanie) to...  Też nie trzeba nic zmieniać. Ceną za takie podejście do sprawy jest wszak jedynie marznięcie w domu przez trzy zimowe miesiące. Nikt nie przejmuje się także grzybami na ścianach - takie piekło alergików.

Tu w ogóle życie wygląda nieco inaczej. Portugalczycy, jako typowi ludzie południa, są spokojni oraz wyluzowani. Mają czas, także na kultywowanie swoich tradycji. O ustalonej porze zaprzyjaźnieni sąsiedzi zbierają się tutaj w jednym miejscu,, by śpiewać fado - typową portugalską muzykę. Bo się znają, bo to lubią - po prostu. Niestety, my nie mieliśmy okazji uczestniczyć w owym widowisku. Może jeszcze kiedyś? Mam nadzieję.

Kilka kadrów:




Spotkaliśmy w parku kury. 

Rzeczą, która bardzo zapadła mi w pamięć, był widok portugalskiego dworca kolejowego. Nie znam jego historii, ale jeśli w planach budujących miał być dziełem sztuki, to faktycznie nim został. Gdy weszliśmy tam przez ogromne drzwi, otoczeni tłumami ludzi, przez moment nie mogliśmy sobie zdać sprawy z tego, gdzie właściwie jesteśmy. Czy to jakieś muzeum? Prawie. Ściany dworca, tego wielkiego budynku, są bowiem pokryte ogromnymi, przepięknymi grafikami inspirowanymi historią. Z jednej strony widać wspaniały pochód armii konnych rycerzy, z drugiej łodzie unoszące się na rzece, a z jeszcze innej - rolników zbierających rośliny. Czuć klimat dawnych, portugalskich lat... Zupełnie innego, choć także wspaniałego rodzaju tego klimatu mogliśmy doświadczyć podczas wizyty w winnicy w Porto. Produkcja wina jest tutaj zgodna z dawną tradycją, może nawet aż za bardzo - do dziś w pierwszym etapie przetwarzania owoców biorą udział ludzie, którzy nogami rozgniatają winogrona :). Oczywiście przerabiają w ten sposób tylko niewielką część zbiorów, resztą zajmują się maszyny.

Dworzec kolejowy - przepiękne miejsce!




W winnicy.

To coś podobno ma pojemność miliona(!) litrów.

Znów, już drugi raz, wybraliśmy się też piechotą do Ujścia Douro. Wielka szkoda, że w okolice rezerwatu nie ma jakiegoś sensownego połączenia autobusowego - oszczędziłoby to drogi, może i pięknej, ale długiej. Staraliśmy się iść przy samej rzece specjalnie przygotowanymi do tego celu kładkami, smakując krajobraz. A kilka metrów pod nami, na kamieniach, stały mewy oraz brodźce piskliwe (Actitis hypoleucos). I jak się potem okazało, podobny skład gatunkowy był dzisiaj w samym ujściu. Wszystkie(!) kilkanaście siewek, które udało mi się zaobserwować tego dnia na piaszczystych łachach rzeki wpadającej do oceanu, było właśnie zwykłymi piskliwcami. Owo lekkie rozczarowanie - liczyłam wszak na ciekawsze ptaki - skłoniło mnie, żeby przejść do ogrodzonej, pokrytej niską roślinnością części rezerwatu, gdyż wcześniej tam nie byłam. Nie chciałam w końcu całego pobytu w Ujściu Douro zmarnować na bezczynne siedzenie nad wybrzeżem oraz wpatrywanie się w brązowo - białe brodźce...

Ale o tym, potem. Na razie parę zdjęć:

Jak już wspomniałam, w trakcie spaceru nad Ujście Douro spotykaliśmy mewy...


 oraz brodźce piskliwe (Actitis hypoleucos).


Nad samym ujściem. To część rezerwatu widoczna z miejskiego wybrzeża. Ja chciałam udać się do tej "dzikszej", ogrodzonej, gdzie można było poruszać się tylko po kładkach.



I to okazało się najlepszą decyzją dzisiejszego dnia. Otworzyliśmy drewnianą furtkę, dzięki której można było dostać się na drugą stronę płotka oddzielającego rezerwat od reszty świata, po czym wkroczyliśmy do nieznanej krainy. Słońce prażyło tu niemiłosiernie, oświetlając wiele źdźbeł uschniętych roślin o ciepłych kolorach - brązowych, piaskowych, rdzawych... Do takiego środowiska, z racji ubarwienia, bez wątpienia pasowały kląskawki (Saxicola rubicola). Same - przynajmniej w części - pomarańczowe, siadały na płowych łodygach traw. Albo na drewnianych palikach od ogrodzenia. Był to sielankowy i przede wszystkim swojski widok, który przypomniał mi o dalekiej Polsce. Nasze kląskawki zachowują się przecież tak samo...  Powiew egzotyki przyszedł niespodzianie - nagle nad głowami przeleciała nam jaskółka rudawa (Cecropis daurica). Ptak, w kraju praktycznie niespotykany, wykonał nad ziemią kilka ewolucji powietrznych, goniąc za niewidzialnymi dla nas owadami, po czym zniknął z pola widzenia.

Przed wejściem.




Kląskawka (Saxicola rubicola).



Tak wyglądał rezerwat, gdy patrzyłam w jedną stronę. Po odwróceniu głowy okazało się, że nie wszystkie tutejsze trawy przybrały od słońca płową barwę. Tam, gdzie teren był nieco podmokły, roślinność miała zielony kolor. W malutkim potoczku, obok pozostawionych przez kogoś drewnianych łodzi, polowała piękna czapla nadobna (Egretta garzetta). W pewnym momencie zobaczyłam tam także ptaszka, którego nijak nie potrafiłam zidentyfikować. Malutki, ruchliwy, z krótkim ogonem, biegał (a nie skakał, jak to wiele wróblowych ma w zwyczaju) po krawędzi jednej z wyżej wspomnianych łódek. Z wyglądu - coś jak skrzyżowanie rokitniczki (Acrocephalus schoenobaenus) ze świerszczakiem (Locustella naevia). Po chwili okazało się, że ptaszek nie jest sam, tylko w dość luźnej i dość hałaśliwej grupie.

Kojarzycie takie tablice, które ustawia się w rezerwatach przyrody, mające informować o gatunkach możliwych tam do zobaczenia? Tutaj było ich sporo. Mi osobiście przydały się dziś pierwszy raz. Na jednej z tablic bowiem widniał wizerunek tajemniczego ptaka, których stadko miałam właśnie przed sobą. Nazwy łacińskiej - Cisticola juncidis - nie kojarzyłam zbytnio, nazwa portugalska natomiast mówiła mi jeszcze mniej. Dopiero potem, na spokojnie, upewniłam się, że owy ptak to chwastówka. Pamiętałam, że widziałam już kiedyś taki wyraz, przy którejś z kolei, podobnej do wielu innych ilustracji w Collinsie - ale pamiętałam to jak przez mgłę. Dziś chwastówki ożyły przede mną.

Wspomniane tablice.


 Pierwsze spotkanie z tajemniczym ptakiem.



 Chwastówka (Cisticola juncidis).



Słońce prażyło, oświetlając piaskowo - rdzawo - zielony krajobraz rezerwatu. W każdej sekundzie czułam ogromną wdzięczność z tego, że mogę tu być. Że mogę przeżywać niezwykłe momenty w egzotycznej Portugalii... Najchętniej zatrzymałabym czas i pozostała na dłużej pośród widoku śródziemnomorskich kwiatów, zapachu pastel de nata oraz kojącego szumu Douro. Czemu chwile uciekają tak szybko? Ledwie przyjechaliśmy, zaraz musimy się zbierać. Czar mija.



Wracaliśmy z Ujścia Douro przez tak zwaną dzielnicę rybacką. Zamieszkuje ją ciekawa społeczność, która, jakby na przekór zmieniającemu się światu, nadal kultywuje swoje tradycje. Mają drewniane łodzie, łowią ryby, a ubrania piorą jak to dawniej bywało - ręcznie. Suszą je potem na specjalnie do tego celu przygotowanych palikach. Zastanawiam się, jak to jest żyć w ten sposób...



Tak się tu buduje łódki.

Nocą Porto zamieniło się w miasto gwiazd. Tych ziemskich gwiazd, które znałam już z okna samolotu. Wszystkie drogi, mosty i uliczki w pobliżu doliny rzeki były przepięknie oświetlone skrzącą się jasnością. Ciepłe, wieczorne powietrze owiewało nas, podczas gdy staliśmy na wysokim wzgórzu w pobliżu stacji metra i podziwialiśmy z wysokości ten cudowny świat, który wykwitł tu wraz z nastaniem mroku, jak to robią rzadkie rośliny. W pewnej chwili nad głową zauważyłam przelatującą mewę.  Światło lamp - o, przepraszam - gwiazd, odbiło się mocno od bieli jej piór. Wydało mi się wtedy, że ma skrzydła w najgłębszym odcieniu złota.


Pozdrawiam!

Komentarze

  1. Wprawdzie nie byłam w Porto, ale bardzo dobrze znam to miasto, bo kiedyś oglądałam portugalski serial, którego akcja działa się w w mieście, winnicy oraz na rzece.
    Serial jak serial, ale miasto, które bez przerwy pokazywano, ciekawe. Denerwowały mnie tylko mewy siedzące na pomnikach.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie mewy są symbolem portowych miast. Tak jak gołębie czy wróble. One po prostu tam pasują, tworzą wraz z wzniesionymi ludzką ręką budynkami część świata.

      Usuń
  2. Ależ tam cudnie! Dziękuję za tak cudowną wyprawę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Po raz drugi pozwolę sobie stwierdzić, że jesteś dziwolągiem. Zamiast smażyć się na plaży, przechadzać się po promenadach i butikach, Ty łazisz po terenie i oglądasz jakieś głupie ptaki:))) A tak na poważnie. Świetna robota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze byłam skora do głupot ;). Do tego stopnia, że na ptaki poświęcałam parę godzin każdego dnia. Wiele czasu nie miałam, więc to chyba jasne, że trzeba było wykorzystać go jak najlepiej!

      Usuń
  4. z taką pewną niechęcią ( :) ) ale muszę się zgodzić z przedpiścą, jesteś dziwolągiem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj
    Jak zawsze odpowiadam z opóźnieniem na Twoje miłe słowa, które wlały nadzieję w moje serce. Wierzę, że uda mi się wyjechać i o każdej porze roku będzie pięknie. Dziękuję, że doceniasz moje pisanie. Staram się, aby było inne, ale nie sądziłam, że aż tak się wyróżnia i może kogoś zachwycić.
    Przepraszam, że odpowiadam tutaj, ale sama praktycznie po raz drugi nie zaglądam tam, gdzie zostawiam komentarz.
    Ja nie Cię rozumiem, Też nie smażyłabym się na plaży i nie zaglądałabym do butików. Może też jestem dziwolągiem?
    Ogarnęło mnie uczucie wczesnojesiennego smutku.
    Ale tobie życzę:
    Mimo zbliżającej się jesieni rozejrzyj się dookoła. Zobacz świat na nowo i uśmiechnij się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy ludzie lubią po wyjeździe do obcego kraju oddać się takim najbardziej typowym czynnościom. To też forma wypoczynku, która nam jak widać nie wystarcza. Lepiej zwiedzać i podziwiać świat.

      Usuń
    2. Witaj ponownie tutaj
      Dlaczego używam takiego imienia, a nie swojego. Cóż podoba mi sie to imię, a dzięki niemu jestem jak to ktoś napisał "zowalowana". I taką tutaj chciałabym pozostać. Może dzieki temu jestem jak napisałaś oryginalna.
      Niedługo pierwszy dzień jesieni… Trzeba będzie prawdopodobnie pożegnać się z ciepłymi, długimi dniami. Pozostaną te zwykłe szare, pędzące do przodu dni.
      Ale na te jesienne dni przyjmij ode mnie wiersz
      Pokochaj jesień
      Spróbuj pokochać jesień
      z niesamowitymi urokami
      Spójrz ile piękna niesie
      obdarzając cię nowymi dniami.

      Usuń
    3. Puk puk... jesteś tutaj?
      Pewnie zachwycasz się latem, które powoli się kończy. Za chwilę pojawi się kolejna z sióstr – Jesień. Trochę mi żal odchodzącego lata, ale przecież zbliża się jedna z najbardziej kolorowych pór roku.
      Pozdrawiam nadchodzącą jesienną melancholią

      Usuń
  6. Pięknie się z Tobą wędrowało. Dziękuję za ogrom informacji, świetne zdjęcia. Ja też jestem wielkim miłośnikiem zwiedzania, tak ładuje akumulatory. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przede wszystkim z żadnej książki nie dowiesz się tyle, ile podczas podróży do jakiegoś obcego miejsca. Moje wspomnienia o kulturze, historii czy codziennym życiu Portugalczyków mają teraz bardzo osobisty wymiar, dlatego sądzę, że informacje które zdobyłam zostaną ze mną na długo.

      Usuń
  7. Cudwone miejsce na ziemi. A jest ich tak wiele. :) Zdjęcia magiczne, wspomnienia zachwycające na długo zostaną w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że wszędzie da się odnaleźć zarośnięte miejsca i ptaki. Też lubię podróże, bo potem jeszcze bardziej doceniam swoje okolice :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście nie spodziewałam się, że będzie mi dane zobaczyć tyle interesujących gatunków w bezpośredniej bliskości ludzi. Ptaki faktycznie są wszędzie, nawet w wielkich miastach, jeśli tylko damy im żyć z nami.

      Usuń
  9. Piękna jest Twoja relacja i wspaniałe zdjęcia. Widzę, że magia azulejos i Ciebie oczarowała.
    Te płytki sa prześliczne.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Tobie dowiedziałam się, jak to się nazywa :). Super!

      Usuń
  10. Znów mnie zaskoczyła ilość nazw ptaków o których nie miałam pojęcia. Piękne zdjęcia i ciekawe obserwacje. Miło się z Tobą zwiedza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planuję jeszcze jedną część i mam nadzieję, że też się spodoba.

      Usuń
  11. Wspaniałe miasto i jak zwykle ciekawe informacje o ptakach, o ktorych nie miałam pojęcia.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wspaniała podróż i fantastyczne obserwacje !!
    Dziękuję za cudowną fotorelację !
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem jak to jest, ale każde obce miasto strasznie mnie fascynuje. Czasami któreś z nich ma coś podobnego do innego, ale nadal jest to "inna" miejscówka i inne przeżycia. Zazdroszczę wycieczki! Fotoleracja w stuu procentach udana ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Daj o sobie znać! Twoje komentarze - zawsze na nie odpowiadam - bądź zaznaczenie aktywności na moim blogu w inny sposób zawsze będą mile widziane. Staram się odwiedzić wszystkich moich czytelników, a na większości ich blogów pozostaję na dłużej. Nie lubię jednak reklam na siłę - komentuj, jeśli faktycznie podoba Ci się to, co piszę.

Miłego dnia!