Goniąc grubodzioby
Zimno teraz. Czuć, że jesień się skończyła i wkracza już nowa pora roku. Przynajmniej było czuć w ostatnią niedzielę - mróz szczypał niemiłosiernie, a ziemia była oblodzona do granic możliwości.
Jako, że jednak takie warunki ptasiarzy nie odstraszają, wybrałam się wtedy na wycieczkę ze STOP'em nad Wisłę - na Kępę Okrzewską mniej więcej. Pogoda była pochmurna, padało trochę śniegu. Tylko raz, na chwilę troszeczkę się rozpogodziło.
Na początku powitała nas sikora uboga. Fajnie - teraz już wiem, że mam zaliczone wszystkie gatunki polskich sikor (lazurowej nie liczę) bez najmniejszych wątpliwości. Przy okazji nauczyłam się rozpoznawać głos naszej szarytki (wiem, że nazwa nieprawidłowa, ale czy o ptakach zawsze trzeba mówić poprawnie naukowo? ;) ).
Dalej? Głównie przechodziliśmy przez powalone drzewa, przeciskaliśmy się miedzy kłującymi gałęziami krzewów i uważaliśmy, by nie wywrócić się na pokrytej lodem ścieżce.
Wtedy po raz pierwszy przewodnik wykrył grubodzioby. Zależało mi na tym, by te ptaki zobaczyć, bo w mojej okolicy raczej ich nie uświadczę. Nie chciały się jednak pokazać. Podobnie zresztą było z raniuszkami. Nad nami przez całą wycieczkę przelatywały też kwiczoły, niestety nie było wśród nich wymarzonych droździków.
W końcu doszliśmy nad Wisłę. Zaskoczyła nas kompletnym brakiem bielika, ale ukazała krzyżówki, kormorany i nurogęsi. Za chwilę zobaczyłam też przez lornetkę jakiegoś innego, lecącego ptaka. Zaraz usłyszałam głos przewodnika - samica bielaczka! Moje pierwsze spotkanie z tym gatunkiem. Oprócz tego zerwał się z piękny zimorodek - później, gdy już wracaliśmy, także go wypatrzyliśmy.
Następnie szukaliśmy jastrzębia w jego rewirze. Ptak nie siedział jednak na swoim stanowisku, za to było sporo sikor, kowalik, a także pełzacze leśne, które podchodziły bliżej nas, wabione odtwarzanym głosem. Dalej, nad wodą, dostrzegliśmy oprócz wcześniej zobaczonych ptaków wodnych także mewy srebrzyste i białogłowe.
Wycieczka skończyła się niepostrzeżenie. Można było albo od razu wracać do cywilizacji ;), albo pójść z powrotem tą samą trasą, jaką szliśmy. Jak nietrudno się domyślić, wybrałam drugą opcję. Opłaciło się - w pewnym momencie udało mi się dostrzec ładnie siedzącego na drzewie grubodzioba. Tak oto do mojej listy doleciał nowy gatunek.
Mam zamiar wybrać się jeszcze w tamto miejsce - choćby nawet niedługo. Droździki same się przecież nie zobaczą ;).
Jak na tę porę roku - fajne obserwacje! Osobiście wolałbym spotkać bielaczka, niż z grubodzioba, ale tak to już jest u ptasiarzy, że każdy ma swoje preferencje :))
OdpowiedzUsuńPrzecież o bielaczku też marzyłam :)). Ale on ładnie się pokazał, a grubodzioby przez całą wycieczkę zwiewały poza zasięg naszego wzroku.
UsuńJa mojego pierwszego grubodzioba spotkałam i uwieczniłam rok temu.. Teraz już wiem jak ich szukać u mnie.
OdpowiedzUsuńTo fajny gatunek do obserwacji w okolicy!
UsuńBielaczek! Gratulacje, ekstra gatunek! A grubodzioby jeszcze na pewno spotkasz :D
OdpowiedzUsuńNawet już się udało je spotkać ;). Na końcu wycieczki jeden ptak usiadł przed nami na drzewie i przez chwilę mogłam go zobaczyć - na końcu posta jest to dopisane :D.
UsuńPróbowałam kiedyś zrobić zdjęcie sikorce, zanim się przymierzyłam, już jej nie było. Tylko gawrony czasem wydają się pozować.
OdpowiedzUsuńSikory są faktycznie ruchliwe z natury - ale nie poddawaj się! :)
UsuńW marcu 2013 roku, podczas bardzo śnieżnej pogody, na mój balkon, do karmnika przyleciał grubodziób. Odwiedziły mnie wtedy jeszcze, poza sikorkami, szpakami i dzwońcami, czyżyki i para jerów. To były czasy! Teraz nawet nie dokarmiam ptaszków bo same sobie świetnie radzą w czasie takiej ciepłej zimy. Życzę bliskiego spotkania z grubodziobem :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!!! :) Mam nadzieję, że te ewentualne kolejne spotkanie będzie chociaż trochę dłuższe niż to pierwsze i zdążę lepiej przyjrzeć się grubodziobowi. A co do śniegu, to nadal staram się nie tracić nadziei - może jednak zima przyjdzie ;).
UsuńPiękny zimowy widok !!
OdpowiedzUsuńZdrowych i radosnych Świąt !!
Dzięki i nawzajem!
Usuń