Nie było, nie wyszło

Bo zwykle tak jest, że wracam z weekendowego ptaszenia pełna pozytywnej energii. Tyle nowych, ciekawych gatunków się widziało! Tyle wrażeń, przeżyć, śpiewów, pogody, Słońca, powietrza! Wystarczy z nawiązką na kolejny szary tydzień, spędzony wśród murów szkolnych i obowiązków.


Ostatnio byłam na dwóch ptasich wycieczkach. O jednej piszę z dużym opóźnieniem, gdyż odbyła się dwa tygodnie temu, druga natomiast wczoraj rano. No i cóż - nie mogę powiedzieć, że zakończyły się kompletną klapą. Ale nie wyszły tak, jak sobie tego życzyłam.


14 dni temu jeszcze leżał śnieg, pamiętacie? Właśnie wtedy wybrałam się na obserwacyjną wyprawę na Stawy Walewickie. Jechałam tam pełna dobrych myśli, czytając najnowsze doniesienia o widzianych w tym miejscu ptakach. Trzy gatunki gęsi, trzy gatunki łabędzi, kilka gatunków siewek, bielaczek i gęsiówka egipska! Miałam nadzieję na choć kilka ptaszków z tego bardzo fajnego bilansu.


Na miejscu? Brak gęsi (jedynie przelatujące na niebie, dla mnie nie do oznaczenia). Brak łabędzia krzykliwego i niemożność zaliczenia nowego gatunku. Prawie brak siewek. Bielaczek i gęsiówka egipska stały się w tej sytuacji czymś jak senne marzenie - na pograniczu snu i jawy, może prawdziwe, a może zmyślone? Jedno jest pewne - nieuchwytne.


Wśród trzcin latały, pobrzękując wesoło, wąsatki. Te stworzonka są naprawdę niesamowite, urocze jak pluszowe przytulanki, ale nieporównanie bardziej subtelne i delikatne. Bez trudu udało mi się dojrzeć kilka osobników wśród żółtych badyli.


Na wodzie przebywały stada ptaków. Składające się w większości z krzyżówek... Między nimi pływało także jednak multum łabędzi czarnodziobych i niemych. Przeglądając jakiś czas te grupy na różnych stawach, dojrzałam jeszcze łyski, czernice, ogorzałki, nurogęsi, cyraneczki, płaskonosa. Przez chwilę zauważyłam też coś krakwopodobnego.


Na pewno baaardzo miłym akcentem były czajki - ptaki wiosny, ale nadal przebywające w Walewicach, choć już mróz i śnieg. Żerowały na błotku razem ze szpakami i kszykiem.


W trakcie przechodzenia między trzcinami udało mi się także zaobserwować w locie strzyżyka. Fajnie - wcześniej te ptaszki stwierdzałam tylko po głosie. Osobnik ten nawet raz krótko, lecz donośnie zaśpiewał. Był też jeden niepłochliwy myszak, który olewał człowieka jak tylko mógł. Chyba nie muszę także wspominać o horrendalnej wręcz ilości czapli białych i siwych?


***


To była pierwsza wyprawa. Wczoraj natomiast wybrałam na pola w okolice Pęcic/Laszczek. Chciałam pojechać tam tydzień temu, ale nie mogłam. No i szkoda mi tego.


Na co liczyłam? Na rzepołuchy! Bo przecież o tej porze obserwacja tych ptaków w tym miejscu jest praktycznie pewna.


Rzepołuchów nie było. Albo może inaczej - nie potrafiłam ich wykryć. Co prawda często przelatywały mi nad głową stadka łuszczaków, ale rozpoznać wśród jerów, szczygłów i trznadli tego jedynego... Nie rozpoznałam. Może jeszcze kiedyś się uda?


Z drapoli trafiło się oczywiście kilka myszaków, w tym jeden siedzący na drzewie, jasny. Polowała pustułka, a nad polem przemknął raz pięknie ubarwiony samiec krogulca. Z wysokich traw co i rusz wylatywały bażanty w najgłębszym przerażeniu, wprawiające i mnie nieraz w strach. Fruwały sobie czaple siwe i mewy.


Na jednym z drzew siedziało śmieszne stado kwiczołów. Ptaki zupełnie się nie poruszały, stały jakby w napiętej postawie, niby poddenerwowane. Wydawało się, że na coś czekają.


Nad kanałem przeleciał też raz z prędkością lazurowego światła zimek. A na niewielkich stawach pływały nurogęsi, czernice, krzyżówki i łabędzie nieme. Dojrzałam też jedną krakwę - nowy gatunek.


Później pojechałam do Raszyna. Ot tak - z ciekawości. Stawy Raszyńskie zawsze pamiętałam jako cudowną krainę kaczek, perkozów, bączków i Słońca. Ale wiadome było, że o tej porze zima odcisnęła już tam swoje nieubłagane piętno.


Bo większość stawów była spuszczona. Siedziały na nich zgarbione czaple siwe i o wiele weselsze mewy. Ponieważ dopisywała pogoda, stawy nie przedstawiały się bardzo smutno.


Ale widoczne też były na nich wrony - jak zwiastuny śmierci czegoś bardzo ważnego.


Dalej zaobserwowałam tylko małe stadko krzyżówek, łyskę, łabędzie nieme i jednego gągoła. Latała sikorza drobnica - modraszki i bogatki oraz pełzacz.


***


Tak więc "nie było" tych ptaków, na które liczyłam, "nie wyszło" z obserwacją. Ale czy faktycznie było tak źle? Zawsze może być gorzej, prawda? :)

Komentarze

  1. Nie zawsze wycieczka się uda ;) Ale zawsze warto mieć otwarte oczy i nasłuchiwać ptasich głosów, bo jakiś ptak może w niespodziewanej chwili pojawić się w naszym polu widzenia :D
    Też tak mam, że na ptaki, które wcześniej marzyłam zobaczyć, teraz nie zwracam uwagi, bo tak często je obserwuję ;)
    I wcale nie takie nudne obserwacje, bardzo ciekawe i dużo gatunków! Paru z nich nie widziałam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Co do obserwacji ptaków, to staram się powtarzać sobie, że wszystko jeszcze przede mną - przed nami :). I tak mam szczęście, że w ogóle mogę wybierać się na takie wycieczki i rozwijać się ptasio :). Zastanawiam się tylko, co robić w następny weekend, bo w domu nie usiedzę :D.

      Usuń
  2. Ejże, nie ma przecież czegoś takiego, jak nieudana obserwacja :) Ja tam po stokroć wolę popatrzeć z bliska na mysikróliki i raniuszki, podziwiając ich zwinność, niż "obserwować" (jeszcze nie przez lunetę bo nie posiadam) małą ciemną plamkę na horyzoncie, która właściwie jest edredonem, ale ni to kolorów nie zobaczysz, nie zajrzysz w oko, nie policzysz piórek...
    Choć dla mnie ten rok był ( a może jeszcze będzie) bardzo łaskawy, bo zobaczyłam koło 30 nowych gatunków (w tym moje marzenie - podróżniczek, myszołów włochaty i ostrygojady) głównie dzięki Biebrzy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, a ja bym jednak zdecydowanie wybrała edredona ;). Bo pospolite mysikróliki zawsze się gdzieś trafią, a on niekoniecznie ;). To naprawdę byłaby wspaniała obserwacja.

      Gratuluję nowych gatunków, ja do końca roku mam jeszcze nieśmiałą nadzieję na myszołowa włochatego, ale sama go raczej nie oznaczę, więc ktoś znający się na sprawie by się przydał. Ostrygojada zaliczyłam nad morzem, a podróżniczek... Może w przyszłym roku się uda :).

      Usuń
  3. Czekam na zdjęcia cudownych ptaszków,pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żebym tylko w końcu znalazła kabelek od komputera ;). Ale kiedyś będą, muszą być! Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Pati, no ale żadnej fotki? :) czekam na lepsze wyjście ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale zdjęcia, jak już będą, to naprawdę słabiutkie - niestety nie mam dobrego aparatu, a wtedy też pochmurno było.

      Usuń
  5. Chętnie obejrzę zdjecia, bo zaglądam tutaj pełna podziwu. 95% z wymienionych tutaj ptaków nie Potrafiła bym rozpoznać, części nie widziałam nigdy, ale człowiek uczy się całe zycie, więc chętnie skorzystam. Piękną masz pasję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Patrycjo, świetna opowieść onapotkanych podczas wycieczki ptakach. Szkoda, że bez zdjęć. Ale z tymi aparatami tak bywa. Ja najczęściej jak cos widzę interesującego to nie mam przy sobie aparatu:) Wtedy stwierdzam, że zawsze powinnam go ze soba nosić, ale oczywiście o tym postanowieniu zapominam:)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję z całego serca i również pozdrawiam :). Też tak mam, że gdy widzę jakiegoś ciekawego, ale znajdującego się daleko ptaka to zwykle żadnego sprzętu nie ma w pobliżu ;).

      Usuń
  7. Zaintrygowałaś mnie ptasimi obserwacjami !! Czekam na fotki ! Szkoda że nie było rzępołuchów, chętnie obejrzałabym te ptaki !!
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Daj o sobie znać! Twoje komentarze - zawsze na nie odpowiadam - bądź zaznaczenie aktywności na moim blogu w inny sposób zawsze będą mile widziane. Staram się odwiedzić wszystkich moich czytelników, a na większości ich blogów pozostaję na dłużej. Nie lubię jednak reklam na siłę - komentuj, jeśli faktycznie podoba Ci się to, co piszę.

Miłego dnia!